Resort rolnictwa poinformował o najnowszych danych, z których wynika, że w I połowie 2020 roku sprzedaż zagraniczna polskich artykułów rolno-spożywczych wyniosła 16,4 mld euro i była o 7 procent większa niż w zeszłym roku.

Niezwykle istotnym był w tym udział eksportu żywca, mięsa i jego przetworów, a jego wielkość zależy w dużej mierze od bezpieczeństwa żywności. 
Obecnie branża zmaga się z takimi problemami jak ASF czy ptasia grypa, a dodatkowo szkodzą jej luki w procedurach, które mogą skutkować takimi zjawiskami jak tzw. afera leżakowa z początków 2019 roku. Ma to oczywiście duży wpływ na wizerunek polskiego mięsa, a także na jego eksport.

Reputacja

W I półroczu branża mięsna sprzedała za granicę towary o wartości 3,1 mld euro. Był to wynik o 4 procent  gorszy niż w I połowie 2019 roku. Przyczyną takiego obrotu spraw była pandemia koronawiursa i zakazy, które objęły handel i eksport produktów za granice kraju.

Zmalały zamówienia do Unii Europejskiej, Chin i krajów muzułmańskich, a przecież producenci mięsa są w dużym stopniu uzależnieni od eksportu. Czerwiec przyniósł poprawę całym segmencie sprzedaży towarów rolno-spożywczych. Eksperci podkreślają, że jest  to zasługa dobrej reputacji polskiej żywności na rynku międzynarodowym.

– Polska żywność jest raczej bezpieczna, natomiast pewne działania czy właściwie ich brak może spowodować, że ta żywność może stać się niebezpieczna – mówi w rozmowie z agencją Newseria Biznes Tadeusz Wojciechowski, prezes Fundacji Polskie Forum Bezpieczeństwa Żywności. 

– Przykładem tutaj może być brak wdrożenia rozporządzenia 625, które weszło w życie w połowie grudnia ubiegłego roku, ale niestety nie zostało w pełni implementowane, w związku z tym różne uwarunkowania związane z bezpieczeństwem żywności mogą na tym ucierpieć – dodaje.

– Dotyczy to również ustawy weterynaryjnej, która miała wejść w życie w ubiegłym roku. Niestety prace nad nią się przeciągnęły. Ona miała uregulować relacje pomiędzy hodowcami, producentami żywności pochodzenia zwierzęcego a urzędową kontrolą żywności – wyjaśnia Tadeusz Wojciechowski. – Inspekcja Weterynaryjna jest tutaj języczkiem u wagi, jeśli chodzi o ASF i sprawy związane z bydłem, które było nielegalnie pozyskiwane do konsumpcji, czy też hodowlą trzody chlewnej, łącznie z płacami, które do tej pory też nie zostały uregulowane. W związku z tym urzędowa kontrola żywności jest mocno spauperyzowana, nie jest w stanie wykonywać w sposób efektywny swoich czynności.

– Sprawa ucichła, nie została w sposób należyty załatwiona. Miał być wdrożony monitoring, miały być kamery w zakładach, gdzie dokonuje się uboju bydła, żeby wyeliminować wszelkiego rodzaju nieprawidłowości, niestety nie zostało to wdrożone – informuje prezes Fundacji Polskiego Forum Bezpieczeństwa Żywności.

– Tego typu afery mogą mieć bardzo poważne reperkusje, jeśli chodzi o wizerunek polskiej żywności.

– Kolejna wątpliwość dotyczy rzeźni rolniczych. W lutym bieżącego roku weszła ustawa, która umożliwiła ich powstawanie. Procedury związane z bezpieczeństwem i higieną żywności są w nich dużo mniej restrykcyjne, nie trzeba wprowadzać systemu HACCP, czyli te obostrzenia właściwie są żadne, natomiast uprawnienia do eksportu są takie same jak dla dużych zakładów produkujących mięso – mówi Tadeusz Wojciechowski.

– Do tego dochodzą kwalifikacje tzw. ubojowca, który ma prawo wykonywać ten zawód bez żadnej praktyki, po trzygodzinnym szkoleniu przeprowadzonym przez powiatowego lekarza weterynarii. Jeśli te restrykcje będą tak poluzowane, to może się okazać, że wizerunek polskiej żywności znowu na tym ucierpi – reasumuje.



Źródło: agronews.com.pl