Niemożliwy do zastąpienia rynek rosyjski to mit – do takich wniosków doszli rosyjski ekonomista Jewgienij Gontmacher oraz polski politolog Ernest Wyciszkiewicz, analizujący skutki wprowadzenia przez Rosję embarga na żywność m.in. z Polski. Artykuł z rosyjskiego dziennika "Wiedomosti" przytacza Gazeta Wyborcza.

Rosja 7 sierpnia 2014 roku wprowadziła embargo na owoce, warzywa, mięsa, drób, ryby, mleko i nabiał z krajów Unii Europejskiej, Norwegii, USA, Kanady i Australii. Była to odpowiedź na zachodnie sankcje nałożone na ten kraj w związku z konfliktem na Ukrainie.

„Polska gospodarka praktycznie nie zauważyła wprowadzonego przez Rosję embarga na żywność”, twierdzą autorzy analizy. Mimo że rynki wschodnie, w tym ten największy rosyjski, były dla nas tradycyjnym kierunkiem eksportu produktów rolnych i spożywczych, a wprowadzone embargo początkowo doskwierało naszym przedsiębiorstwom, to dosyć szybko udało się zastąpić Rosję. Władze rosyjskie planowały, że sankcje będą skutecznym ciosem, który skłoni rolników i producentów do wywarcia presji na rząd, nic takiego się jednak nie stało. Polski eksport stale rośnie, a udział wielkiego sąsiada w nim spada. W 2014 roku wartość wywozu produktów rolnych do Federacji Rosyjskiej spadła o 30% r/r, a eksport owoców, warzyw i orzechów zmalał praktycznie do zera. Z drugiej strony nasz eksport produktów rolnych wzrósł w tym okresie o 7,1% r/r.

Gazeta Wyborcza przytacza ocenę rosyjskiego ekonomisty i polskiego politologa” „Częściowe odszkodowania ze środków UE, wsparcie rządu przy poszukiwaniu nowych nabywców w Azji Wschodniej, Bliskim Wschodzie i Afryce Północnej, a wreszcie najważniejsze – umiejętność adaptacji polskich przedsiębiorców (...) pozwoliły nie tylko na uniknięcie spadku eksportu, ale i na zachowanie jego pozytywnej dynamiki”. Impuls – to dobre określenie tego, czym stały się rosyjskie sankcje. Stały się powodem do podjęcia większego wysiłku na rzecz dywersyfikacji rynków zbytu oraz do szeroko zakrojonej akcji promującej polską żywność.

Źródło: gazeta.pl