Warunki pogodowe nie sprzyjały w tym roku rolnikom, hodowcom i producentom. Najpierw wiosenne chłodne noce, później gwałtowne burze i wichury. Później z kolei wielodniowe upały i susza. Wszystko to całkowicie nie sprzyjało rozwojowi mszyc, dzięki którym możemy kosztować miodu spadziowego.

Spadź nazywana jest rosą miodową i występuje w postaci kropel na igłach oraz na gałęziach jodły i świerka, a także na niektórych drzewach liściastych. Składa się głównie z soków roślinnych.

Na Podkarpaciu, gdzie liczba pasiek wytwarzających miód ze spadzi jest bardzo wysoka, w tym roku nie było zbioru tego miodu. 
- W nielicznych pasiekach zebrano śladowe ilości - mówi Tadeusz Dylon, prezes Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy w Rzeszowie.

Ekspert przekonuje, że spadź jest dość trudna, ponieważ obfitymi miodobraniami można cieszyć się dość rzadko,  zdarzają się one raz na 3-4 lata i uzależnione są od warunków atmosferycznych. 

Co ciekawe, to właśnie z Podkarpacia pochodzi prawie połowa miodu spadziowego w Polsce. Jego cena dwa razy przewyższa inne miody. Należy też do  grupy poszukiwanych produktów eksportowych.

Miód spadziowy produkowany jest głównie w pasiekach w lasach Bieszczad, Beskidu Niskiego oraz pogórzy Dynowskiego i Przemyskiego. Poza terenem Podkarpacia, pasieki przygotowane na zbiory miodu spadziowego można spotkać również w województwach świętokrzyskim i małopolskim.

Zdaniem prezesa Dylona, dość kapryśna pogoda sprawiła, że w tym roku są bardzo słabe zbiory i dotyczą one również innych miodów. 

- Wyjątkiem były jedynie miody wiosenne, których zebrano nieco więcej niż przed rokiem – podsumował swoją wypowiedź prezes Dylon.



Źródło: agropolska.pl