Wiele gatunków roślin uprawnych, a także kukurydza, musiały zmagać się z ogromną ilością czynników stresowych. Portal agropolska.pl w rozmowie z Tadeuszem Szymańczakiem, producentem kukurydzy z woj. mazowieckiego, a zarazem rzecznikiem prasowego Polskiego Związku Producentów Roślin Zbożowych, próbował dowiedzieć się w jakiej kondycji jest kukurydza i jak poradziła sobie z problemami. 

Za czynniki stresowe uznaje się przede wszystkim wiosenną suszę oraz przymrozki. Jak przyznaje Tadeusz Szymańczak, tegoroczna wiosna nie sprzyjała wzrostowi kukurydzy. Warunki nie były komfortowe, ale według niego nie były też najgorsze. Co prawda, w kwietniu było mało opadów i wilgotność gleby była niewielka, ale wystarczająca, by kukurydza mogło skiełkować i wzrosnąć. Na szczęście w maju pojawiły się już większe opady.
Zdecydowanie gorsze skutki miały przymrozki i wiosenne chłody. Bowiem powszechnie wiadomo, że kukurydza jest rośliną, która lubi ciepło. Co więcej, dochodziło do uszkodzeń młodych liści, co objawiało się ich bieleniem na końcach. 

Producent kukurydzy Tadeusz Szymańczak przypomina jednak, że w przypadku, gdy nie został uszkodzony stożek wzrostu, a tak było na zdecydowanej większości plantacji, to rośliny bez najmniejszego problemu mogły przetrwać trudny okres, który był okresem powolnego wzrostu roślin uprawnych. 

- Obecnie kukurydza znajduje się w fazie szybkiego wzrostu. Dobrze, że wody jest dosyć dużo, bo dzięki temu dostępne są składniki pokarmowe z roztworu glebowego - wskazuje Szymańczak.

 - Nawet regionalne różnice w rozwoju są nieduże, co mogłem niedawno obserwować jadąc z Mazowsza na Śląsk. Z tym że jak wracałem, to na południu, niektóre plantacje były pod wodą - dodaje. 

- Kukurydza jest w różnej fazie rozwojowej, od sześciu do dziewięciu, może 10 liści. Mierzy około jednego metra. Są też niższe, zwłaszcza późniejsze odmiany – wskazuje producent z Mazowsza jednocześnie wskazując wyraźnie na to, że nie obserwuje znaczących opóźnień w rozwoju kukurydzy względem poprzednich lat. 

- W moim regionie, to opóźnienie, czy przesunięcie może dochodzić do jednego tygodnia. Ale myślę, że jeśli warunki w dalszej części okresu wegetacyjnego będą korzystne, to nie będzie to miało wpływu na wielkość plonu – zaznacza w rozmowie z portalem agropolska.pl Tadeusz Szymańczak.

Podejrzewa się, że newralgicznym okresem będzie okres kwitnienia i zawiązywania kolb, który następuje zazwyczaj po 15 lipca. To od dostępności wody w tym czasie w dużej mierze zależy to, jak będzie rozwijał się przyszły plon.
 
Lipiec jest również miesiącem, w którym jest czas na to, by rozpocząć zwalczanie larw omacnicy prosowianki. Według portalu agropolska.pl, w tym roku pierwsze motyle tego szkodnika na swoich plantacjach (samice), Tadeusz Szymańczak zaobserwował 25 czerwca. W ubiegłym roku było to jedynie kilka dni wcześniej. Teraz będzie prowadził codzienny monitoring motyli wprowadzając dane do tabeli i tworząc wykresy. 
 
Tadeusz Szymańczak wyjaśnia, że w momencie gdy na wykresach pojawi się pik w liczebności samic i samców, to od tego momentu, po 5-7 dniach (w zależności od warunków), będzie wykonywał pierwszy zabieg przy użyciu środka ochrony roślin. Jego zdaniem, póki co, to najskuteczniejsza metoda walki z tym szkodnikiem spośród dostępnych w naszym kraju, a testował ich już wiele. 

 
Źródło: agropolska.pl